„Zemsta nietoperza”. Recenzja.

Jakie żądze skrywa w sobie jednostka ludzka? Czy nawet elita salonowa pozwala sobie na bezwstydne przekraczanie granic przyzwoitości?

Podobne pytania nasuwają się widzowi podczas oglądania spektaklu „Zemsta nietoperza” w Teatrze Wielkim. Reżyser, Krzysztof Cicheński w bardzo ciekawy dla odbiorcy sposób odświeżył dziewiętnastowieczne dzieło Johanna Straussa syna.

Już od pierwszych chwil spektaklu uwagę zwraca niezwykle starannie wykonana scenografia, przedstawiająca wnętrze ekskluzywnego jachtu. Można więc oglądać cieszących się pogodą wczasowiczów lub przybyłych z różnych zakątków świata zamożnych gości na Balu Kapitańskim. Zmieniająca się dwukrotnie dekoracja, stanowi harmonijną całość z przygotowanymi ręcznie kostiumami. Wszystko to tworzy ciekawe wizualnie widowisko.

Najciekawszym jednak elementem inscenizacji, jest kreacja poszczególnych bohaterów. W założeniu cechować ma ich różnorodność i indywidualizm; gra aktorska dodatkowo potęguje ten efekt. Na scenie pojawia się więc temperamentny Gabriel von Eisenstein, padający ofiarą własnej porywczości, jego nadwrażliwa żona Rosalinda ze swoim ekscentrycznym kochankiem Alfredem, czy tytułowy nietoperz, będący najbardziej tajemniczą postacią. Głównym poruszanym w sztuce problemem są zawiłe relacje damsko-męskie. Widz zostaje porwany w „rejs” intryg, skutkujących szeregiem zabawnych sytuacji. Podróżuje wraz z postaciami przez trzy akty, obserwując zza kulis wzajemną hipokryzję pary małżonków.

W sztuce przedstawiona została przede wszystkim sylwetka człowieka, którym – niezależnie od pochodzenia – kierują zawsze podobne pragnienia. Każda z postaci – zarówno mąż, żona, jak i pokojówka Adela – uważa się za jedynego intryganta, kierującego sytuacją. Kłamstwa jednak wychodzą na jaw, a ich skutek jest odwrotny do zamierzonego. Błyskotliwe, oparte na grze słów dialogi, doskonałe wykonania partii śpiewanych i ogólna lekka atmosfera operetki, dostarczają niezaprzeczalnie wielu artystycznych wrażeń, nie tylko miłośnikom teatru. [Z. Krok, 2A]