W odwiedziny u Rodziny Kwarków… i nie tylko. Relacja Michała Tuliszkiewicza z wyjazdu do CERNu. Pierwsza nagroda w konkursie na reportaż.

Jest czwartek, 15 listopada 2018 roku, około godzina przed północą. Duży autokar oraz wzmożony ruch młodych ludzi na parkingu sugerują mieszkańcom ulicy Janickiego, że nie wszyscy uczniowie już śpią. Tą aktywną młodzieżą jesteśmy my, grupa umysłów matematyczno-fizycznych z VII LO im. Dąbrówki w Poznaniu. Wyposażeni w liczne poduszki i koce, które rzekomo mają pomóc nam w przeżyciu całej nocy w drodze, pod opieką przemiłych nauczycielek (od fizyki, matematyki, francuskiego i historii), rozpoczynamy ośmiodniową wycieczkę szkolną (Tak, takie długie wyjazdy szkolne istnieją!!!). Naszym głównym celem jest wizyta w znanym laboratorium fizycznym CERN, jednak mamy w planach również sporo innych atrakcji.

Niedługo po tym, jak następnego dnia rano obudziliśmy się na swoich siedzeniach, zastanawiając się, jak długo tak właściwie spaliśmy, docieramy do pierwszego punktu wycieczki, jakim jest niemieckie miasto Norymberga.

Wysypujemy się z autokaru na zimną jezdnię i podążamy na Zeppelin Platz, na którym w latach 1933-1938 odbywały się zjazdy NSDAP. Widok wschodu słońca nad tym wielkim, oszronionym, betonowym placem przyprawia trochę o dreszcze, które dodatkowo potęguje niska temperatura. Panuje tak przenikliwy mróz, że dość szybko wracamy do autokaru, aby podjechać kawałek dalej do Wieży Zmysłów, będącej drugą atrakcją.

W niej jest już cieplutko i w przyjemnej atmosferze oglądamy naukowe instalacje poświęcone naszym zmysłom i słuchamy o tym, w jaki sposób percypujemy rzeczywistość oraz jak ten proces może być zaburzany. Czy wiedzieliście, że smak i węch są ze sobą bardzo silnie powiązane? To dlatego mając katar, nie cieszymy się smakiem obiadu! Próbujemy też podnieść dwa klocki, których jednoczesne podniesienie wymaga mniejszej siły, niż to samo dla jednego, bo przy jednym mózg szykuje rękę na mniejszy ciężar, a to właśnie w górnym klocku jest ciężarek, więc jako pojedynczy wydaje się cięższy.

Po Wieży Zmysłów rozchodzimy się po norymberskim Starym Mieście i rywalizujemy drużynowo w grze miejskiej, którą przygotowali nasi koledzy. Jest to zajęcie wymagające od nas dużej aktywności, gdyż musimy odnajdywać poszczególne punkty w obcym mieście i szukać odpowiedzi na postawione pytania, często przełamując barierę międzynarodową, zagadując do przechodniów. Mamy też znaleźć pewne sklepy i sprawdzić ceny określonych produktów, to dopiero jest zabawa! (I okazja, żeby coś zjeść.)

Kiedy nachodzi koniec gry miejskiej, wyruszamy w kilkugodzinną drogę do kolejnego miasta w Niemczech – Tybingi, gdzie mamy zaplanowany pierwszy nocleg. Po dotarciu na miejsce jemy przepyszną obiadokolację w pobliskiej knajpce z kebabem. Ach, jakie to jest pyszne! Następnie, najedzeni „pod korek”, idziemy na nocny spacer wśród ślicznych starych zabudowań. To miasto jest naprawdę bardzo piękne, pomimo że jest noc i nie widać w pełni wszystkiego. W ten sposób, pełni wrażeń z pierwszego dnia oraz dotlenieni świeżym powietrzem z Tybingi, kładziemy się do snu w tutejszym schronisku młodzieżowym. (Legenda głosi, że kilka domków dalej mieszkał niegdyś pewien pan od fizyki, który aktualnie uczy w naszej szkole.)

Następnego dnia, po wczesnym śniadaniu, udajemy się w dalszą podróż. Po drodze, kawałek za granicą Niemiec i Szwajcarii, zatrzymujemy się, aby obejrzeć wodospady na rzece Ren. Osiągają one 150 metrów szerokości w najszerszym miejscu i około 30 metrów wysokości. Zamek stojący na pobliskim wzniesieniu, promienie słońca odbijające się w wodzie oraz delikatna mgiełka, tworzy niezwykle malowniczą scenerię, niczym z obrazka. Szkoda, że nie możemy zostać w tym pięknym miejscu na cały dzień. Robimy więc szybko niezliczoną liczbę zdjęć, żywiąc nadzieję, że któreś z nich zachowa choć trochę magii tego miejsca. Następnie odjeżdżamy do miasteczka Annecy we Francji (Tak, odwiedzamy aż trzy państwa w jeden dzień!), gdzie mamy spędzić cztery kolejne noce.

Nadchodzi niedziela. Jemy skromne francuskie śniadanie i jedziemy z powrotem do Szwajcarii – dokładnie do Genewy, która jest stolicą kantonu genewskiego (szwajcarski kanton to takie polskie województwo). Tam gramy w kolejną grę miejską, dzięki której możemy zwiedzić miasto na własną rękę, choć nie do końca, bo gra jest zespołowa. Według danych nam wcześniej wskazówek oraz tych, które otrzymaliśmy od przechodniów, zbieramy liczne informacje na temat Genewy, zwiedzając interesujące punkty, takie jak siedziba ONZ, katedra św. Piotra, Reformation Monument, fontanna na Jeziorze Genewskim czy też kawiarnia „La Clemance”, która jest miejscem spotkań wielu badaczy z CERNu, gdzie wspólnie omawiają problemy ze świata fizyki.

Następną atrakcją w mieście jest Muzeum Historii Naturalnej. Oglądamy w nim wszelkiego rodzaju spreparowane zwierzęta, których ilość i odmienność jest oszałamiająca. Uwagę przykuwają ptak o wyglądzie wielkiego motyla, kolibry drobniejsze niż mały palec oraz żaba wielkości królika. Widzimy kości, zarówno potężnych wielorybów, jak i najmniejszych polnych myszek. Wielkie wrażenie robią również barwne bądź przezroczyste kryształy, często o niewyobrażalnie wielkich rozmiarach. Zwiedzamy też ekspozycje interaktywne, pozwalające posłuchać odgłosów przyrody. Niesamowite, jak wielka różnorodność występuje w naturze, tym bardziej, że muzeum przedstawia zaledwie jej niewielki ułamek. Pełni podziwu, wracamy na nocleg w Annecy.

Kolejnego dnia osiągamy najważniejszy cel naszej wycieczki – ośrodek naukowo-badawczy CERN, a jego zwiedzanie rozpoczynamy od wykładu Arka Gorzawskiego, który tutaj pracuje. Arek wstępnie przedstawia nam – na nasze szczęście po polsku – czym ludzie się tu zajmują oraz czym tak właściwie jest miejsce, w którym się znajdujemy. Dowiadujemy się, że CERN został założony w roku 1954 wspólnie przez 12 państw. Jego nazwa to skrót od francuskiego Conseil Europeen Pour la Recherche Nucleaire (Europejska Organizacja Badań Jądrowych). Mieści się niedaleko Genewy, na pograniczu Szwajcarii i Francji. Jego najważniejszym narzędziem do badań, czyniącym go tak znanym, jest LHC, czyli Large Hadron Collider (Wielki Zderzacz Hadronów), będący największym tego typu obiektem na świecie. LHC to 27-kilometrowy okrąg z leżącej 100 metrów pod ziemią rury, w której pojedyncze cząstki elementarne rozpędzane są prawie do prędkości światła i zderzane ze sobą, aby sprawdzić, czy są podzielne jeszcze na coś innego, tak jak np. proton, będący częścią atomu, dzieli się na kwarki.

Po wykładzie pana Arka idziemy na wykład – tym razem w języku angielskim – prowadzony przez pewnego profesora z Azji Wschodniej. Odwiedzamy obiekt Atlas, w którym mieści się detektor rejestrujący zderzenia cząstek i identyfikujący je za pomocą odpowiednich warstw. Wykonuje zdjęcia z częstotliwością 40 milionów razy na sekundę, lecz tylko niektóre ujęcia są zapisywane. O tym zaś, jak te cząstki są rozpędzane, dowiadujemy się chwilę później, w dużej hali naprawczej. Okazuje się, że do pełni szczęścia potrzebne są pole elektryczne, które rozpędza cząstki oraz specjalne elektromagnesy, skupiające i regulujące tor lotu. Ciekawe, prawda? Razem tworzą one 15-metrowe odcinki, z których składa się cały zderzacz. Do tego wszystkiego, sama rura utrzymywana jest w temperaturze -271°C, aby przepływ prądu nie napotykał oporu.

Przed kolejnym, ostatnim tego dnia wykładem, jemy smaczny obiad w stołówce dla pracowników CERNu. Czasem można tam spotkać noblistów!

Czwarty wykład prowadzony jest przez Piotra Traczyka, który również jest tutejszym pracownikiem. Opowiada nam o badaniach w CERNie, co nieco o właściwościach niektórych cząstek (na przykład o odkryciu bozonu Higgsa, 125 razy cięższego od protonu, lecz powstającego wskutek zderzenia tylko dwóch protonów) oraz jeszcze troszkę o samym zderzaczu. Duża ilość ciekawej wiedzy sprawia, że wychodzimy z wykładu bardzo zadowoleni, wymyślając własne teorie, między innymi na temat tego, czy jak upuścimy atom antypierwiastka, to będzie on spadać czy poleci do góry? – A może w prawo? – proponuje któryś z kolegów. Niestety na dzisiaj już koniec z wykładami.

Wracamy do Annecy, gdzie przed snem wyruszamy jeszcze na wieczorny spacer po mieście, które dzięki starej zabudowie wygląda tak, jakby dawno temu zatrzymało się w czasie. Mała odległość do jeziora, rzeka i mosty sprawiają wrażenie, jakbyśmy byli w Wenecji. Po prostu pięknie. I do tego to piękne nocne oświetlenie, już nieco świąteczne…

Następnego dnia, w laboratorium ISOLDE (jest to najstarsza placówka badawcza w CERNie), słuchamy wykładu pani doktor Magdaleny Kowalskiej. Opowiada nam ona o izotopach, o ich liczbie (istnieją ich około 3 tysiące), otrzymywaniu i zastosowaniu w medycynie, głownie w walce z nowotworami. Używa się tu mniejszego zderzacza, który rozpędza nawet całe atomy, aby te uderzyły w jakiś nieruchomy metal w tarczy. Tak dochodzi do rozpadu jądra atomu na mniejsze, które po zjonizowaniu laserem poddawane są badaniom. Co ciekawe, aby zaoszczędzić pieniądze, nie produkuje się specjalnych tarczy, lecz kupuje się dużo tańsze garnki z pobliskiego sklepu. O dziwo, idealnie się do tego nadają. Minus jest jedynie taki, że nie przygotujemy w nich sobie żadnego jedzenia, ponieważ po badaniach są tak radioaktywne, że nalana woda samoistnie by się w nich gotowała.

Po wykładzie udowadniającym z pomocą garnka, jak ważna jest kreatywność, odwiedzamy GLOB. Jest to sferyczna kopuła, w której wnętrzu oglądamy wystawę interaktywną na temat CERNu. Wiele informacji powtarza się z wykładów, lecz i tak warto tu przyjść, zarówno ze względu na to, że wiele wcześniej omawianych zagadnień przedstawiono tu za pomocą zrozumiałej animacji, jak i z powodu wyglądu – sprawia wrażenie, jakbyśmy byli w kosmosie. Znajdujemy tu również informacje na temat narodowości osób związanych z CERNem (Pochodzą z całego świata!) oraz zdjęcia dokumentujące jego powstawanie (oficjalnie „zaczęło się od dziury w polu”).

Zanim wrócimy do Annecy, odwiedzamy jeszcze wystawę „Microcosmos”, opisującą niektóre podstawowe zjawiska fizyczne oraz rożne technologie, które stosowano w CERNie na przestrzeni lat. Eksponatem jest tu nawet butelka po szampanie, którą otworzył profesor Peter Higgs, kiedy dowiedział się, że został laureatem Nagrody Nobla!

Niestety, musimy opuścić największe laboratorium fizyczne świata i udać się w drogę powrotną. Na szczęście, nasz dobry humor wraca podczas kolejnego wieczornego spaceru po pięknej okolicy Annecy. Tym razem zaczynamy przechadzkę troszkę wcześniej i tuż przed zachodem słońca możemy podziwiać potężne szczyty Alp, wyrastające prosto z tafli jeziora. Podobny widok oglądamy również następnego dnia rano, gdy, jadąc do Niemiec, zatrzymujemy się w Szwajcarii przy zamku Chillon, położonym nad Jeziorem Genewskim. Napawając się widokiem, nabieramy energii na dojazd do Monachium, do którego docieramy jeszcze tego samego dnia. Na dodatek po drodze przejeżdżamy przez Austrię, więc odwiedzamy aż cztery państwa w jeden dzień!

W trasie pani od fizyki urządza nam quiz wiedzy zdobytej na wyjeździe, za który można uzyskać oceny..

Następnego dnia odwiedzamy Deutsches Museum, w którym oglądamy eksponaty związane z kopalniami, rzemiosłem, elektrycznością, akustyką, energią mechaniczną, lotnictwem, żeglugą, astronomią i geografią. Można powiedzieć, że jest tu niemal wszystko. Na każdym kroku dostrzegamy coś wartego uwagi. Dodatkowo mamy szczęście i udaje nam się przy okazji obejrzeć efektowny pokaz, w którym wykorzystano prąd o wysokim natężeniu i napięciu, aby tworzyć coś w rodzaju sztucznych błyskawic.

Po wyjściu z muzeum zwiedzamy Stare Miasto w Monachium i mamy chwilę, by pochodzić po sklepach. Później jedziemy do restauracji na smaczną kolację. Kiedy już jesteśmy najedzeni, idziemy do autokaru i niestety wracamy już do Poznania.

Wycieczka ta była niezapomnianym przeżyciem, które z pewnością chcielibyśmy jeszcze kiedyś powtórzyć. Zyskaliśmy ogromną wiedzę na temat różnych działów fizyki. Zagadnienia te wykraczają poza przeciętny materiał szkolny, tak więc tym bardziej mamy z czego się cieszyć. Oczywiście CERN to nie jedyny wspaniały punkt tego wyjazdu, ponieważ ogromnym plusem wycieczki jest również aspekt krajoznawczy. To była znakomita szansa, by odwiedzić znane i piękne miejsca. Ups.., zapomniałem wspomnieć wcześniej o istotnym szczególe… Atmosfera wyjazdu zyskała znacząco również dzięki kolegom i koleżankom, którzy przygotowywali interesujące ciekawostki na temat każdego ze zwiedzanych miast. Gorąco zachęcam do brania udziału w takich wyjazdach. [Michał Tuliszkiewicz, korekta: RN]